2015-01-08

KLINIKA EMERALD PRINCESS & HERIDAN S

Tego dnia przyjechał mój bardzo dobry znajomy, którego znam kupę czasu. Facet, o bardzo oryginalnym usposobieniu i charakterze i mimo tego, że z początku się z Deanem nie lubili to jednak jakoś doszli do porozumienia i potrafią ze sobą rozmawiać. Arthur przyleciał samolotem do Londynu po 9 i jakiś czas potem odebrałam go z przystanku w Leeds. Całą drogę opowiadał mi o jakiejś kobitce w samolocie, której nie odpowiadały fotele i poczęstunek. Kiedy dojechaliśmy do domu doszedł do wniosku, że nigdy nie był w Bernuax po przeprowadzce z Niemiec. Zaparzyliśmy sobie kawy i po kilku godzinach rozmów doszłam do wniosku, że trzeba się wziąć za konie. Tym bardziej, że miałam dzisiaj poprowadzić klinikę dla 3 wierzchowców. Arthur niechętnie zgodził się na oglądanie biegających i skaczących koni, ale wziął się w garść i zaturlał się do stajni.
- Dzień dobry!- przywitały mnie amazonki.
- Cześć dziewczyny.- Emma, Robin i Cheryl siedziały na korytarzu i czekały na moje przyjście.
- Już wsiadamy?- spytała odrobinę przestraszona Emma, a Arthur spojrzał na zegarek. Była 10.50.
- Miałyśmy zacząć później, ale możesz już czyścić i siodłać Emerald.- przytaknęła i poszła po klacz.
- Jak w wojsku- skwitował Arthur, na co buchnęłam śmiechem.
- Dyscyplina musi być.
- To może jeszcze polubię te Twoje konie.
Dziewczyna ogarnęły się z czyszczeniem i siodłaniem klaczy w całkiem niezłym tempie. Posłałam ją na halę i kazałam stępować konia, a my z Arthurem jeszcze trochę posiedzieliśmy w socjalu razem z Damonem i Patrycją. Potem przeszliśmy do Emmy.

Emma kłusowała, ładnie roboczo, akurat wyjeżdżała jakiś łuk kiedy weszliśmy do środka.
-Pokłusuj ją jeszcze trochę, a my pozmieniamy parkur, jak będziecie gotowe to do galopu.- razem z Arthurem rozebraliśmy parę przeszkód i ustawiliśmy na nowo dwa szeregi i wolną stacjonatę i okser. Jeden na oko na 3 foulee drugi na 5, wszystkie przeszkody nie większe niż 110 cm. Kiedy Emma przeszła do galopu poleciłam jej mocniejsze zebranie, a później przejście do półsiadu. Po porządnym rozgalopowaniu na moją komendę Emma najechała na wolną stacjonatkę, trochę mało dynamicznie dlatego poprosiłam o ponowny najazd z większym tempem i przyłożeniem większej uwagi na impuls. Teraz wyszło dobrze, więc kolejną przeszkodą był okser i jeszcze raz stacjonata z którą nie było więcej problemów. Poleciłam Emmie najechać na szereg na 3. Zebrała odrobinę mocniej wodzę i widziałam skupienie w jej oczach. To zadanie było jak bułka z masłem, obydwie poradziły sobie bardzo dobrze. Teraz poprosiłam o 2 foulee między przeszkodami.
- Mocniej dosiadem, bo ci zgaśnie jak na stacjonacie, i daj jej się trochę wyciągnąć, ale też nie za bardzo żeby nie uciekła. I pozamykaj w łydkach.
Okrągła volta i najazd na szereg, zdecydowanie większe tempo, Emerald chyba trochę się obudziła i złapała, że ktoś coś od niej chce. Tutaj też nie był problemu, klacz wyciągnęła się i pokonała obydwie przeszkody w świetnym stylu. Zostało jeszcze tylko skrócenie Rudej. A więc 2 foulee na szeregu.
- Tym razem to ją wcześniej zbierz, proponuję półparady i spokojny ale mocny galop od tyłu. Też na dosiadzie, i lekko przytrzymaj ręką.
Dziewczyna zrobiła dwie duże volty stosując półparady i stopniowo coraz bardziej zbierając klacz. W końcu ruszyły na szereg. Emka szła grzecznie, posłuchała się młodej amazonki i oddała dobre skoki. Dałam dziewczynom kilka minut odpoczynku i polecilam najazd na szereg na 5. Tu się zaczynały schody. Z 5 nie było problemu, jakby odległość była mierzona pod kątem Rudej. Natomiast już 4 foulee sprawiło parze trudność. Emma za mocno pojechała pierwszą przeszkodę, a przed drugą Princess zgasła i ledwo skoczyła. 
- Tak jak wcześniej jechałyśmy tamten szereg, tak samo jedziesz ten. One się różnią tylko odległością, musisz utrzymać impuls i już. Powtarzałyśmy to jeszcze dwa razy, bo błąd się wkradał w każdy przejazd. Ale w końcu się udało i mogłyśmy przejść do skrócenia i przejechania szeregu na 6 foulee. Tutaj Emma poradziła sobie bardzo dobrze, wcześniej zebrała Emke i widziałam jak pod nosem liczy odległości. Potem skoczyły jeszcze wolną stacjonatę i koniec. Stępowanie. My poszliśmy znów do socjala, a kolejna była Robin i Heridan.

Za jakieś pół godziny ponownie weszłam na halę. Robin właśnie zagalopowała i została powitana soczystym barankiem.
- Nie będziemy się tak bawić. Weź go na mocniejszy kontakt, trochę półparad i na ciasne volty. Dla przykładu. I dyscypliny.- spojrzałam na Arthura, który prawie spadł z krzesła ze śmiechu. 
Robin ujarzmiła jakoś ogiera, który kładł po sobie uszy i chyba nie miał ochoty na dzisiejszy trening pod moim okiem. Los chciał, że padło na Robin, która bylo Bogu ducha winna i musiała znosić jego humory. Pogalopowali, trochę się Heri powściekał i najechali na stacjonatę. Tu się się zaczęło prawdziwe piekło bo ogier stwierdził, że to bardzo wesoło skakać jak się chce. I mimo tego, że Robin miała dobrą rękę do koni i do niego zwykle też dzisiaj było ciężko. Więc jeszcze raz półparady, ciasne łuki, przejście do kłusa i to samo. W tym czasie obniżyłam stacjonatę na 70 cm i poprosiłam o skok z kłusa, było nieźle więc do galopu i szereg na 3. W porównaniu z Em to wcale nie było takie proste, ale w końcu się udało. Skrócenie go do dwóch wcale nie było łatwiejsze, i wymagało od Robin mnóstwo cierpliwości jak i siły bo Heri chciał zwiewać na wszystkie strony. Jedyne co mnie zadowoliło to jak para przejechała szereg na 2 foulee, bo ogier wyciągnął się, baskilował i pokazał że oprócz cudowanie umie także skakać. Chwilę później oboje skakali już drugi szereg. 5 wyszła na czysto, może ta pierwsza przeszkoda za płasko, dlatego zrobili powtórkę. 4 wyszła świetnie, ale nie obyło się bez baranka no i 6, której się nie spodziewałam. Heri trochę postanowił sie ogarnąć pod koniec, spokorniał i spokojnie aczkolwiek dynamicznie skoczył obydwie przeszkody w zebraniu. Potem skoczyli jeszcze po dwa razu wolne przeszkody i zaczęli stępować.

Kiedy wyszłam z hali poczułam, że jestem strasznie padnięta. Po godzinie przyjechał Dean z chińszczyzną więc najedliśmy się i odpoczęliśmy, a Arthur opowiadał co tam w pracy i o innych duperelach.

TRENING SKOKOWY *FERRERA

Klacz stała na wybiegu, w derce. Stała przy płocie i patrzyła jak się żwawym krokiem do niej zbliżam.
-Hej mała, chodź idziemy trochę poskakać.-powiedziałam wchodząc na wybieg, łapiąc za kantar i kładąc delikatnie dłoń na jej pysku. Razem przeszłyśmy do stajni na stanowisko. Tam po chwili pojawił się cały sprzęt i szczotki, którymi tylko przetarłam karą, bo nie udało jej się zbytnio ubrudzić dzięki derce. Założyłam jej ochraniacze, siodło skokowe oraz ogłowie z wytokiem. Wcześniej na hali skakał Damon na Stradivariousie, dlatego poprosiłam Adriana żeby obniżył mi poprzeczki do max. 130 cm. Kiedy weszłyśmy na halę Adrian już kończył. Zmienił ustawienie dwóch przeszkód, co sprawiło, że parkur nabrał odrobiny świeżości. Podciągnęłam popręg i wsiadłam. Wodze wisiały luźno na szyi klaczy, która stępowała równo reagując na każdą łydkę i przeniesienie ciężaru ciała w siodle. W końcu zebrałam wodze, zabrałam się za rozgrzewkę. Najpierw ożywiłyśmy jeszcze nasz stęp, później wprowadziłyśmy zatrzymania ruszenia ze zwróceniem uwagi na równe ustawienie nóg. Różne volty, zmiany kierunku. Poćwiczyłyśmy także cofanie oraz półpiruety. Dalej ruszyłyśmy roboczym kłusem, zebrałam karą bardziej, podstawiła zad i intensywnie żuła wędzidło. Wykonałyśmy szereg okrążeń i wężyków między przeszkodami, kilkakrotnie przeszłyśmy przez cavaletti. Skupiłam się także na przejściach, aby zwiększyć elastyczność klaczy. Na łuku zagalopowałyśmy, spokojnie okrążałyśmy przeszkody, a gdy przykładałam mocniej łydkę klacz przyspieszała w mgnieniu oka. Następnie przeszłyśmy na moment do stępa, a potem zagalopowałyśmy i najechałyśmy na stacjonatę. Kara zdawała się być zadowolona, bo ochoczo ruszyła na przeszkodę i ładnie ją skoczyła. Dalej był okser, wyższy i wymagający większego zaangażowania, ale i z nim Ferra poradziła sobie znakomicie. Najechałyśmy na szereg na dwa foulee stacjonata i double, tu trochę przekombinowałyśmy i mimo skrócenia Ferra mocno się wybiła, a dwa foulee zrobiła jako jedno duże co poskutkowało tym, że double mimo nietknięcia nie wyszedł najlepiej. Zrobiłyśmy voltę i powtórzyłyśmy najazd. Tym razem było znacznie lepiej, więc kontynuowałyśmy przejazd. Kolejny był pijany okser. Wiedziałam, że Ferra tego typu przeszkód zupełnie nie lubi dlatego pilnowałam impulsu, trzymałam ją w łydkach i uważałam żeby mi nie wywinęła numeru i nie uciekła w bok. Myślenie do przodu przyniosło efekt, bo klacz zawahała się, ale dzięki wcześniejszej reakcji ładnie doprowadziłam ją do przeszkody i punkt wybicia wyszedł w dobrym miejscu, nie mogłam się do niczego przyczepić. Rytmicznie najechałyśmy na dość ciasno ustawioną stacjonatę, a następnie pojechałyśmy jeszcze raz szereg. Poklepałam klacz i zadowolona zaczęłam ją stępować. Kara z dnia na dzień robiła coraz większe postępy. W końcu zsiadłam i zaprowadziłam ją do boksu.