2014-11-29

TRENING SKOKOWY *PAN DNIA & *DE SOTE DEERN

-Witam Pana serdecznie.-zwróciłam się do srokatego ogiera podchodząc do jego boksu i wyciągając rękę, by pogłaskać go po pysku. Ogier wydął chrapy i przez chwilę wąchał rękę, po czym cofnął się kilka kroków wgłąb boksu.
Znów przyszło mi trenować wieczorem, praca się dłużyła i wieczór skracał do minimalnych rozmiarów, ale na konia zawsze znalazłabym czas, tak jak dziś.
-Hej Sham- przywitała mnie serdecznie Patrycja.
-O cześć, myślałam, że już wyszłaś.
-Właściwie to już miałam wychodzić. Wsiadasz?
-Na Pana.- widziałam jak przez chwilę coś analizuje.
-No dobra to zostanę jeszcze chwilkę.- uśmiechnęłam się wyprowadzając ogiera na stanowisko.-Tylko sobie zrobię kawę żeby nie zasnąć.
Pan miał mnóstwo zaklejek przy pachwinach, i zupełnie ubłocone nogi. Kiedy już wstawiłam go na stanowisko spojrzał na mnie z jakby chytrym uśmieszkiem. Opadły mi ręce, tyle brudu! A taki nieduży koń. Dosłownie w tym samym momencie weszła Patrycja.
-Jednak się rozmyśliłam.
-Z czego? Nie zostajesz?
-Nie nie nie.- zaprzeczyła głową.-Wsiadam z Tobą!- szybko pobiegła i przyniosła cały osprzęt, a szczotki pożyczyła ode mnie. Przyprowadziła Sote, która była dużo czystsza od mojej kolorowej krowy, dlatego kiedy ja wzięłam się za siodłanie Patrycja skończyła ją czyścić. Pan wdzięczył się do karej, która łypała na niego okiem. Moje szczęście, że Deern na tyle odwróciła jego uwagę, że bez problemu założyłam mu siodło z ochraniaczami, z ogłowiem było trochę gorzej, bo wymachiwał dziobem i zadzierał łeb do góry, ale jakoś się udało. Patrycja takich fanaberii przechodzić nie musiała i wyszło na to, że byłyśmy gotowe w tym samym czasie. Przeszłyśmy na halę, wsiadłyśmy i zaczęłyśmy stępować. Było mroźno, widać było ciepłe powietrze wydychane z końskich chrap. Pan szedł sobie spokojnym krokiem na dłuższej wodzy, przy karej nie miałam odwagi puścić ich zupełnie luźno, bo kto wie co ogierowi wpadnie do głowy. Natomiast Patrycja bujała się w siodle przez bardzo energiczny stęp Deern. Klacz miała dużo żwawsze tempo od nas i zupełnie nie chciało jej się rozgrzewać, najchętniej wzięłaby się od razu za robotę. Po kilku minutach takiego stępowania Patrycja zaczęła kłusować, ja postanowiłam przedłużyć trochę ten początek. Co prawda po zebraniu wodzy i łydce Pan ruszył trochę szybciej i skupił się bardziej na pracy, ale był bardzo zainteresowany biegającą wokół klaczą. W takim wypadku porobiliśmy jeszcze parę zatrzymań i ruszeń, volt i zmian kierunku i również zakłusowaliśmy. Pan wyrwał się do przodu, jakby chciał dogonić karą, ale zrobiłam voltę, zmianę kierunku i do spotkania nie doszło. Obydwie musiałyśmy pilnować, by ogier nie znalazł się zbyt blisko. Także rozgrzewkę prowadziłyśmy na jednym placu, ale na dwóch jego częściach. W kłusie trochę popracowaliśmy nad elastycznością, dzięki przejściom i cavaletti, które wymagało odrobinę dłuższego wykroku. Podczas przejazdów przykładałam do boków Pana łydkę, która aktywizowała do ruchu naprzód. Następnie zagalopowaliśmy, jeździliśmy sobie po placu spokojnym galopem oglądając przeszkody, wykonując volty, skracając wykrok i go wydłużając. Widziałam, że Patrycja przeszła do stępa i tłukła z Deern cofanie, którego klacz bardzo nie lubiła. Położyła po sobie uszy i niepewnie wykonała kilka kroków i stanęła na sygnał dziewczyny, za co została nagrodzona klepaniem. Od razu ruszyły też kłusem i najechały na cavaletti. My przeszliśmy do kłusa, potem trochę postępowaliśmy, potem znów kłus i najechałam na kopertę 90cm, której chyba nikt nie rozebrał po luźnych skokach na Samvaii. Dalej najechaliśmy na stacjonatę i doubla. Pan jak to Pan skakał bardzo fajnie, z zapasem i baskilem, za takie skoki chciałoby się go cały czas przytulać i ściskać. Patrycja również zaczęła skakać. Na drugim końcu placu stała niebiesko-czerwona stacjonata, którą pokonała bez problemu i kierowała się teraz na szereg dwóch okserów o różnej szerokości o odległości na 2 foulee. Sote między przeszkodami w skróconym zrobiłaby spokojnie 3 drobniotkie foulee, ale nie o to chodzi przecież żeby zrobić ich jak najwięcej. Patrycja pojechała mocniej dosiadem wymuszając dłuższą foulee. Obydwa skoki były rewelacyjne. Pan coś parsknął i machnął głową w dół, mało brakowało, a przez moje zapatrzenie w drugi duet wylądowałabym na ziemi. Najechaliśmy na linię stacjonaty i trippla. Na 8 foulee. Pokonaliśmy stacjonatę i przed wyskokiem na trippla Panu coś nie podpasowało. Dałam mu mocniejszą łydkę i usiadłam głębiej w siodle, ale on zaczął uciekać mi na bok zupełnie mnie olewając. Nie dając za wygraną pozamykałam go wszędzie, machnęłam palcatem po łopatce. Pan zrobił stopkę, a potem skoczył. Po chwili zorientowałam się, że podziałała siła bezwładności i właśnie leciałam z konia. Trzymając wodze w ręce upadłam, ale konia nie puściłam. Pan zatrzymał się, trochę nachylił i patrzył jak leżę. Momentalnie przy mnie zjawiła się Patrycja. 
-Boże Sham nic Ci nie jest? Coś boli? Kogoś wołać?
-N...Nie wiem, poczekaj.- przez chwilę chciałam oddać jej Pana, ale mi się odwidziało, jeszcze tego by brakowało, żeby ogier zaczął tu stroszyć piórka. I tak przestał się na mnie gapić, teraz niuchał stojącą kilka metrów dalej Deern, cicho rżąc. Wstałam, pomacałam ręce i nogi, i stwierdziłam, że w paru miejscach na bank bedą siniaki.
-Połamana nie jestem. Ale będę fioletowa jeszcze dzisiaj wieczorem.
-Trochę się przestraszyłam, nie wyglądało to kolorowo...
-Coś go napadło, tripple mu się nie spodobał.- wyjaśniłam wsiadając na mojego oprawcę.
-Bo on to czasem jakiś dziwny jest, nie wiadomo o co mu chodzi.- dodała Patrycja i też wsiadła. Znów stępowaliśmy, Patrycja wróciła do swojego treningu, oddaliła się kłusem i po zagalopowaniu najechała na stacjonatkę i okser. Trochę bolała mnie głowa, Pan szedł jakby nigdy nic, zupełnie nie obchodził go mój stan zdrowia, co trochę mnie wkurzyło jak o tym pomyślałam. Pomyślałam także, że mimo wszystko to tylko koń, i mu wybaczyłam. Zagalopowaliśmy i skoczyliśmy szereg, a potem powtórzyliśmy najazd na linię. Już przed stacjonatą Pan zaczął kombinować, ale tym razem trzymałam go na mocniejszym kontakcie i mocno w łydkach co by mi na boki nie uciekał. Stacjonata poszła całkiem nieźle, a tripple kurde tripple to był skoczony tak przez te wygłupy, że w końcu spadł drąg. Nie wiem czy to szczęście, ale w tym samym momencie na halę wszedł Adrian.
-Ooo jak dobrze, że przyszedłeś, wziąłbyś mi tu poprawił tego trippla.
-Jasne, nie ma sprawy.- my w tym czasie najechaliśmy na okser, z którym Pan poradził sobie fantastycznie. Tylko ten tripple... Po chwili mieliśmy odnowioną linię. Te same procedury, łydki, dosiad, palcat, a nawet głos i tym razem chociaż bez przekonania Pan oddał skok nad przeszkodą. Poklepałam go, a nawet Adrian krzyknął 'Brawo krowa!'. Niech mu bedzie. Poskakalismy jeszcze resztę przeszkód, i z niczym ogier nie walczył tak jak z tą linią. Ponowiłam najazd jeszcze dwa razy, było lepiej, jednak stanowczo mu tam coś nie pasowało. Patrycja natomiast nie miała takich problemów, Sote zrzuciła może trzy drągi podczas całego przejazdu, ale to wszystko przez to naglące tempo, które sama sobie narzucała, a ciężko ją prosić żeby zwolniła. Tak więc mniej lub bardziej miałyśmy zaliczony dzisiejszy trening. Po występowaniu koni wróciłyśmy do stajni i wstawiłyśmy obydwa zbóje do boksu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz