2014-10-08

TRENING SKOKOWY CIRIS VAYARD

Klinika była dzisiaj wypełniona ludźmi, interniści i lekarze rodzinni mieli pełne ręce roboty. Nadeszła jesień, która jak dobrze wiadomo niesie ze sobą całą masę przeziębień...
-Aaapsik!...- powitała mnie przechodząca przez hol Patrycja, opatulona grubym szalikiem i takim samym swetrem.- Cześć Dean.- powiedziała pociągając nosem.- Wybacz, ale chyba coś mnie bierze...
-Na to wygląda, może idź do domu, a nie się będziesz jeszcze w stajni katować.- spojrzała tak, jakby musiała głęboko przemyśleć moje słowa.
-Chyba masz racje, może świat się nie zawali tu beze mnie w jeden dzień.
-Jedź, połóż się w łóżku, zrób sobie herbatę gorącą z miodem, aspiryna, termofor i do zobaczenia jak wydobrzejesz. A! I tu masz coś na katar.- szybko chwyciłem za długopis i napisałem na kartce nazwę leku.- Powinien pomóc, kupisz w każdej aptece, jutro już nie powinno cię tak męczyć.
-Dean jesteś moim bohaterem dnia dzisiejszego.- uśmiechnęła się ciepło, krzyknęła 'Na razie' do Sham, której swoją drogą nie było nigdzie i wyszła. Zacząłem się zastanawiać gdzie podziało Moją, w końcu po nawoływaniach znalazła się w gabinecie pod biurkiem obładowana stosem papierów.
-Co robisz?- spytałem unosząc brwi. Westchnęła głęboko.
-Szukam pełnych papierów Automatica, bo dzwonił hodowca chętny na nasienie i prosił o rodowód i inne pierdoły. I mimo to, że powinny być w jego teczce to ich nie ma... Chyba mnie krew zaleje.
-A sprawdzałaś w stajni? Może tam ktoś je zaniósł...
-Patrzyłam, ale zresztą, kto by je tam zataszczył? I po co?- wzruszyłem ramionami.
-Muszę jeszcze zrobić zestawienie wydatków za wrzesień i boli mnie znów kolano. Na pewno dzisiaj nie wsiądę, bo nie wiem czy zsiądę. Eh...- usiadłem obok niej i zacząłem przeglądać teczki. Otworzyłem jedną i w tym samym momencie wypadły z niej luźno włożone kartki. Dokumenty Automatica. Spojrzeliśmy po sobie Sham z poirytowaniem jak i zdziwieniem.- Proszę bardzo, znalezione, pójdę coś zjeść i polecę do stajni.
-Dzięki, okey, to ja jeszcze chwilę tu posiedzę i może wpadnę.- Pocałowałem czubek jej czoła i ruszyłem w stronę kuchni. Podgrzałem sobie obiad, napiłem się kawy, a potem przebrałem się w bryczesy, bluzkę i bezrękawnik i wyszedłem do stajni. Nic dziwnego, że Patrycja złapała jakieś choróbsko, pogoda była nieobliczalna. Na wejściu przywitałem się z Adrianem i Damonem, założyłem oficerki, wyciągnąłem siodło, ogłowie i ochraniacze Cirisa na stanowisko i poszedłem po ogiera. Wpatrywał się we mnie jak szedłem, przywitał parsknięciem. Zapiąłem go na stanowisku i wziąłem za czyszczenie. Miał sporo zaklejek i gdy czyściłem go na piersi i z przodu nóg za wszelką cenę chciał mnie złapać zębami. Jednak samo czyszczenie poszło szybko, osiodłałem go i wyprowadziłem na plac. Podciągnąłem popręg, wciągnąłem na dłonie rękawiczki i wsiadłem. Ogier posłusznie ruszył po sygnale łydki. Dałem mu luźną wodzę, aby mógł się trochę rozciągnąć. Stępowaliśmy między przeszkodami, robiliśmy volty, zmiany kierunku, jednym słowem chciałem żeby nie był taki zastany po całodziennym prawie staniu w boksie. Ruszyliśmy kłusem na tej samej zasadzie, dodatkowo skierowałem go także na czerwone drągi, które męczyliśmy z każdej strony. Następnie dałem mu chwilkę, zakłusowaliśmy i zagalopowaliśmy. Poćwiczyliśmy przejścia, a potem skupiłem się na tym żeby ogier nie leciał do przodu, więc po niedługim czasie chodził w takim zebraniu, że galop tempem przypominał leniwy kłus. W dobrym tego sformułowania znaczeniu. Tak więc spokojnie galopowaliśmy teraz po całym placu, najeżdżając sobie raz na jakiś czas na niebiesko białe drągi, przechodząc do kłusa, do zatrzymania i ruszenia znów galopem. Przy okazji sam się relaksowałem, taka luźna jazda pomagała odciągnąć od napięcia po pracy. Przeszliśmy do stępa, dla odetchnięcia, a następnie ruszyliśmy galopem na najniższą przeszkodą jaką była stacjonata 110 cm. Ciris całkiem zadowolony z przyspieszenia tempa chętnie skoczył przeszkodę. Pomachał chwilę głową, ale na głupoty nie było czasu. Wzrokiem wymierzyłem sobie kolejny- okser, już wyższy, szerszy. Żywo najechaliśmy na niego, bez puknięcia, bez problemu, dlatego kolejny był szereg stacjonata okser, a potem double. Ciris szedł równo, wcześniejsza praca w mocnym zebraniu podziałała i ogier dobrze pracował zadem jednocześnie nie zapominając o przodzie. Zmieniłem w między czasie kierunek i z lewego najazdu, trochę ciaśniejszego wpakowaliśmy się na stacjonatę. Trzeba było trochę więcej zaangażowania, zwolnienia i mocy, więc mocna łydka przed samą przeszkodą podziałała. Zrobiliśmy voltę, półparadę i najazd na pojedynczą krzyżako-stacjonatę. Później przejście do kłusa, pare volt, okrążenie w stępie i znów galop. Nie mogłem się do niczego przyczepić, ogier reagował na pomoce, nie szarpał się, może zwolnił raz na początku, aby załatwić swoje potrzeby i wierzgnął raz z radości, ale to chyba wszystko. A! No i przy przejściu do kłusa z galopu potknął się, ale to mogę zrzucić na siebie. Poklepałem go, skróciłem galop i najechaliśmy na drągi. Po czym znów na linię, tu poczułem, że chciał się trochę rzucić na pierwszą przeszkodę, ale wystarczyło go pozamykać w łydkach i rękach. Następnie stacjonata, krzyżako-stacjonata. I ostatni skok przez okser z plandeką, co wyszło średnio, bo już zacząłem myśleć co muszę zrobić po powrocie do domu. Usłyszałem puknięcie i drąg spadł.
-Już podnoszę!- usłyszałem głos Sham, która szła w naszą stronę z kubkiem w ręku. Nad nim unosiła się para, Sham postawiła kubek na stołeczku do wsiadania i zajęła się podnoszeniem drąga.
-W sumie to pojawiłaś się w samą porę.
-Tak naprawdę to obserwuję cie dłużej, ale stwierdziłam teraz, że ci potowarzyszę.
Zrobiłem voltę i gdy przeszkoda była gotowa najechaliśmy na nią. Tym razem na czysto. Przeszliśmy do kłusa, potem do stępa i kiedy obydwaj uspokoiliśmy się zsiadłem i zaprowadziłem go do boksu. Razem z Sham rozsiodłaliśmy go i wróciliśmy do domu.

6 komentarzy:

  1. FORMULARZ SPRZEDAŻ


    Imię i Nazwisko: Martina Quesada(Delicja)

    Adres stajni:Rosewood Ranch (pensjonat)


    Imię konia:*Dublanica

    Dlaczego on?/Co mu zapewniasz?:Weszłam sobie tak poprostu na twoją stajnię i z ciekawości zaczęłam przeglądać koniska. Gdy tylko weszłam w boks klaczy to normalnie tak bardzo mi się spodobała że tak bardzo ale to bardzo chciałam mieć klaczkę by móc z nią popracować i rozwijać jej umiejętności. Jest przepiękna i poprostu co tu jeszcze dodać cudo cudo i cudo :) Zapewniam jej wszystko co najlepsze, duże pastwiska oraz boksy częste treningi oraz wyjazdy na zawody. Mam nadzieję że razem polubimy się z klaczką i stworzymy niezły zespół :)

    Cena: 18 000 H
    5 października 2014 09:19
    Delicja pisze...

    PS: Proszę o odpowiedź czy mogę klaczkę już zabrać do siebie :)
    5 października 2014 11:25

    OdpowiedzUsuń
  2. Najlepiej jak bym mogła to proszę o kontakt :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Delicja, Dublanica jest Twoja, jak tylko ją wstawisz to proszę o link do boksu

    shamvari

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuje :) Napewno będzie dodana w weekend :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej czy mogłabym prosić o adres e-mil bo chcę się dowiedzieć parę rzeczy o Dublance chyba że mogę zapytać tu?

    OdpowiedzUsuń