Cały piątek przygotowywaliśmy się do tejże jakże ważnej uroczystości. Postanowiliśmy świętować ją kameralnie, więc zaprosiliśmy najbliższych znajomych z najbliższymi ich sercu końmi. Poczatek weekendu zapowiadał się obiecująco, zasuwałyśmy z Patrycją, Damonem, Adrianem i paroma stajennymi w takim tempie, że kiedy wieczorem usiadłam na kanapie uświadomiłam sobie, że przez cały dzień nic prawie nie zjadłam. W tym samym czasie do domu wszedł Dean. I chyba był równie zmęczony co ja.
-Hej- zawołał z holu. Słyszałam jak kładzie kupkę dokumentów na szafce i jak zdejmuje kurtkę i buty. W końcu pojawił się w zasięgu mojego wzroku.- Wyglądasz jak siedem nieszczęść.- zwrócił się do mnie i postawił teczkę obok fotela.
-Ty też wyglądasz niczego sobie- uśmiechnęłam się.
-Najlepsze jest to, że mimo szczerych chęci wyspania się jutro musimy wstać znów wcześnie. O której wszyscy się zjeżdżają?
-Kait dzwoniła że będzie koło 13, June też koło 13...June ostatnio coś wspominała, że coraz lepiej im się układa, kupili chyba kawałek ziemi i będą się przenosić.
-Dobrze dla nich, na tamtym skrawku to nie ma miejsca dla tych koni.
-Racja. Hm... tylko nie wiem co z Evą i Lukiem, niby rozmawiałam z nią w środę, ale miała jeszcze dzwonić...
-A no tak! Luke rzeczywiście dzwonił do mnie pod koniec pracy, tylko miałem pacjenta, już oddzwaniam do niego.- złapał za telefon i wcisnął zieloną słuchawkę pod numerem do Luka.- Chcesz herbaty?- zapytał szeptem żeby nie zagłuszyć sygnału. Kiwnęłam głową. Wypadałoby też zrobić coś do jedzenia.
Luke w końcu odebrał, Dean po włączeniu wody przeszedł znów do salonu i słyszałam jak śmieje się do telefonu. Ja natomiast wyciągnęłam z lodówki wczorajsze spaghetti i wrzuciłam do mikrofalówki. Nałożyłam na dwa talerze, zrobiłam czarną herbatę i podałam wszystko do stołu. Między mną i blatem przewinął się w tej samej chwili Dean z telefonem przy uchu wyprzedzając mnie w drodze do szuflady i wyjmując sztućce.
-Dobra, to na razie!
-I jak?- ta długa rozmowa pewnie nie ograniczyła się do pytania 'o której będziecie', ale tych dwóch zawsze miało sobie mnóstwo do powiedzenia.
-Przed 14.
Usiedliśmy zjedliśmy i od razu położyliśmy się spać.
...................................................................................................................................................................
Sobota zaczęła się wcześnie, z pobudką dla mnie i Lubego o 6:10. Zdążyliśmy zjeść śniadanie i polecieliśmy ogarniać plac. O 7 przyjechała Patrycja z Damonem, nakarmili wierzchowce. Później pojawił się też Adrian. Końcowe przygotowania trwały do 11.30, akurat żeby przygotować siebie do popołudniowych konkurencji. Razem z Deanem migusiem pobiegliśmy do domy, szybki prysznic, wskoczyliśmy w wyjściowe stroje i kiedy starałam się znaleźć pasującą parę skarpetek na dziedziniec zajechał srebrny Subaru Forrester. Dean wyszedł przede mną, przez okno śledziłam rozwój sytuacji. Z Forrestera wysiadła krótko obcięta blondynka, a z miejsca kierowcy Joey we własnej osobie. To świetnie, że go zabrała. Chłopak i menadżer w jednym. Wybiegłam z domu, Kait zaczęła z radości krzyczeć na mój widok i nie mogłyśmy się wyprzytulać. Przeszliśmy do stajni, przyjezdni obejrzeli nasz dobytek, co doszło, czego ubyło, a później wróciliśmy do domu. Niedługo potem przed domem pokazał się biały Volvo XC60, a od razu za nim wjechał radośnie Land Rover Luka. W ten sposób byliśmy w komplecie. Wszystkie razem stanęłyśmy w kuchni i zaczęłyśmy plotkować o głupotach, koniach, paznokciach, duperelach, jednocześnie ja szykowałam talerzyki na ciasto, Kaitlin kroiła własnoręcznie robione ciasto, Eva z Patrycją wyciągały jakieś muffiny z torby, pojawił się także Dean z Lukiem. Obydwaj zajęli się robieniem kawy. Z salonu dobiegał męski śmiech. Dawno nie było tutaj całego towarzystwa. Po zjedzonym deserze wzięliśmy się za podział koni. Jako, że umówiliśmy się, że tym razem udostępniamy konie na Hubercika musieliśmy je rozdzielić między siebie. Ja już wcześniej zaklepałam Kill, Dean Automatica. Reszta miała głębokie dylematy, ale kulturalnie każdy dobrał sobie wierzchowca.
Kaitlin- Fin Wal
Joej- Samvaia
June- Ciris Vayard
Austin- Spectrum
Eva- De Sote Deern
Luke- Pan Dnia
Patrycja- Ninyon
Adrian- Malbea
Po zjedzeniu równie pysznego obiadku co deser, wskoczyliśmy w stroje jeździeckie i pomaszerowaliśmy do stajni. Zrobił się wielki ruch, 9 osób szykowało w tym samym czasie konie, ja jeszcze obleciałam plac z Damonem żeby upewnić się, że wszystko jest w najlepszym porządku i wzięłam się za Kill. Była przejęta ruchem i sytuacją panującą wokół. Część osób wyprowadziła konie na stanowiska, część radziła sobie w boksach. Należałam do tej drugiej grupy, na szczęście Siwa zajęta rozpracowywaniem co i jak nie przeszkadzała w czyszczeniu. Udało jej się także nie wybrudzić i po zdjęciu derki stwierdziłam z radością, że jest biała jak mleko (wszystko dzięki wyszorowaniu jej wcześniej).
Wreszcie nadszedł czas, Damon siedząc w budce suflera zaczął zapowiadać zawody. Na trybunach zebrała się garśc osób. Przeszkody ustawione do 110 cm. I pierwsza na placu była Patrycja. Ninyon była bardzo zaskoczona, że ktoś od niej wymaga czegoś takiego. Może nie była najdokładniejsza, bo przejazd zakończyła z 4pkt karnymi, ale miały z Patrycją dobry czas. Następny był Joey, Samvaia z łatwością pokonała pierwszą stacjonatę, okser, później linię, znów stacjonatkę, doubla, szereg i wyszli na 0. Dalej była June na Cirisie, ale obejrzałam tylko część przejazdu bo rozgrzewałam się już na parkurze obok i musiałam skupić się na koniu. Kill szła pewnie, wcześniejsze emocje opadły i wzięła się za pracę. Za kilka minut na parkur wezwał nas Damon. Wjechałyśmy dziarsko i po sygnale ruszyłyśmy na stacjonatę. Starałam się nadrabiać czas, poganiając Kill uważając przy tym żeby nic nie zrzucić. Jedna, druga przeszkoda, szereg i koniec!. Jak na razie nasz przejazd uplasował się na pierwszym miejscu, ale jeszcze sporo jeźdźców za nami. Adrian na Malbei radził sobie bardzo dobrze, jednak klacz wyrwała się w jednym miejscu za bardzo i to poskutkowało zrzutką. Dalej wjechała Kaitlin, która dała Fin Walowi popalić, nim zdązyłam mrugnąć zjechali z placu z najlepszym czasem. Austin na Spectrum nie wojowali za bardzo, klacz zrzuciła dwa drągi. Dalej była Eva Sote, które prawie że przegoniły Kaitlin, ale jednak klasę pokazał Mój na Automaticu i o sekunde później od Kait był na mecie. Ostatni był Luke na Panu Dnia plasując się również bardzo wysoko. Po zestawieniu przejazdów speaker oświadczył, że Hubertusowe zawody wygrywa Kaitlin na Fin Walu. Drugi był Dean, trzecia Eva. Po zawodach odstawiliśmy konie, ogarnęliśmy się, każdy miał chwilę intymności w łazience i zaczęliśmy sobotni bal. Odstawieni jak stróż w boże ciało bawiliśmy się do późna, przy akompaniamencie gitary Austina, wokalu Deana, Kaitlin i Luka, whisky i mnóstwie przekąsek.
CIĄG DALSZY WKRÓTCE!
Wirtualne Zielone Pastwiska to niezwykłe miejsce, będące nieodpłatnym pensjonatem dla przepracowanych koni oraz powoli budującą się bazą genów. Zapraszam do wchodzenia i korzystania z ofert. www.zielone-pastwiska.blogspot.com
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na otwarcie nowego Hipodromu Hawk! Odbędą się duże, kilkudniowe zawody w WKKW, nie możesz tego przegapić!
OdpowiedzUsuńh-hawk.blogspot.com