Od rana było dosyć nieprzyjemnie. Na myśl przywoływałam sobie wczorajszy słoneczny dzień. Ostatnie podrygi słońca tej jesieni. Od 8 siedziałam w klinice i korciło mnie by odwołać 2 pacjentów, przełożyć na następny tydzień i wrócić wcześniej do domu, do koca i ciepłych kapci. Ale nie. Dorośli ludzie tak nie robią- pomyślałam i wzięłam się za robotę. W sumie i tak wychodziłam dziś stosunkowo wcześnie, bo o 16 stałam już przed samochodem szukając kluczyków w torebce. Zawsze to samo. Nie padał deszcz, to były raczej maksymalnie rozpylone w powietrzu cząsteczki wody, które osiadały na wszystkim zaczynając od moich włosów, płaszczu i chodniku. Droga do domu dłużyła się niemiłosiernie, jakiś rolnik wyjechał ciągnikiem i chyba wybrał się na wycieczkę krajoznawczą, bo jego prędkość była (boże) oszałamiająca. W końcu zmęczona uprzykrzającym mi życie dniem stanęłam przed drzwiami domu, przekręciłam klucz, rozebrałam się w holu i od razu wcisnęłam na nogi kapcie frote, które dostałam od Kaitlin po Hubertusie. Dean wracał później, miał jeszcze podjechać po pasze, także w domu byłam sama. Wyjrzałam przez okno w kuchni, na podjeździe pod stajnią stały dwa samochody- Patrycji i Davida, któreś na pewno jeździło. Zakręciłam się wokół lodówki, zrobiłam ciepłą, różaną herbatę i usiadłam przy telewizorze owinięta polarowym kocem. Akurat leciał jakiś film typu zabili go i uciekł. Zanim się zorientowałam- zasnęłam, najwyraźniej tak bardzo wciągnęła mnie fabuła tego filmu. Obudziło mnie dopiero pukanie do drzwi. Do domu weszła Patrycja zobaczyć co ze mną, czy żyje, że do tej pory nie pojawiłam się w stajni.
-Hej ho! Zastałam kogoś w tej chawirze?
-Jestem w salonie- odparłam zaspanym głosem.
-Spałaś?- zapytała Patrycja rozbawiona.
-Noo, trochę mnie zmogło.
-A idziesz do stajni?- usiadłam, zrobiłam łyk zimnej herbaty co przyprawiło mnie o dreszcze i odstawiłam kubek na stolik.
-Idę, tylko poczekaj chwilę to się ogarnę jakoś- niechętnie wyszłam z rozgrzanego koca i udałam się do łazienki w między czasie wspominając Patrycji o tym, że mogłaby zrobić mi herbatę. Kiedy wróciłam na stole w kuchni czekały dwa kubki zalane wrzątkiem, Patrycja przeglądała jakąś gazetę.
-Same bzdury w tej gazecie- stwierdziła odkładając ją na róg stołu i słodząc sobie herbatę dwoma łyżeczkami cukru.
-Jak to w brukowcach...
Po wysączeniu napoju ubrałam się i wyszłyśmy. W pogodzie nic się nie zmieniło, takie dni pomagały docenić obecność krytej hali.
-Jeździłaś coś?- spytałam mimowolnie.
-Przyjechałam trochę przed 14, bo też pracowałam rano, coś tam porobiłam i wzięłam Samvaię na maneż- otworzyłam drzwi stajni i bezszelestnie weszłam do środka. Panowała idealna cisza, parę koni zwróciło na nas uwagę a Sir radośnie zarżał.
-I jak ona na tym czworoboku?
-Kurcze, dobrze, chodziła zdecydowanie lepiej niż ostatnio, ale jeszcze mamy trochę pracy. Czasem zupełnie się spina...- przeszłyśmy do socjala. Na stajni przy boksach siedziały dwie stajenne, które przywitały mnie radosnym 'Dzieńdobry'.
-David wsiadł na coś...- tak jak myślałam.
-Na Quissa- dopowiedziałam szybko zauważając pusty boks ogiera trochę wcześniej.
Zmieniłam buty ze zwykłych przejściówek jesienno-zimowych na sztyblety, ale postanowiłam zostać w dresie, dziś postanowiłam nie wsiadać. Chyba nie miałam na to siły. Z siodlarni wyciągnęłam ogłowie Spectrum, odpięłam wodze, czaprak, owijki, pas do lonżowania, bat i parę wypinaczy. Zabrałam to wszystko ze sobą i zaniosłam na stanowisko. Patrycja w tym czasie przyniosła szczotki i wyprowadziła Siwą. Klacz była chyba równie zaspana co ja. Słyszałam jak człapie koło Patrycji i stuka podkowami o kostkę. Całe szczęście, że nie była bardzo brudna, szybko się z nią uwinęłyśmy i przeszłyśmy na halę. Dean rzeczywiście trenował z Quissem. Przywitał nas uniesieniem dłoni, przeszłyśmy spokojnie za maneż gdzie było akurat tyle miejsca by spokojnie wylonżować Spectrum. Quiss był już po rozgrzewce, ćwiczyli wyciągnięte kłusy i pasaże na które mogłabym patrzeć godzinami w wykonaniu tego konia. Ja wpięłam lonżę, Patrycja usiadła na trybunach, David zmienił kierunek i wykonywał wyjątkowo lekki pasaż. Puściłam Spectrum po kole, lekko machając batem i zachęcając w ten sposób do aktywniejszego ruchu, bo jej ruchy przypominały żółwie tempo. Trochę się ocknęła, pomachała głową starając się przekazać mi, że nie lubi wypinaczy- doskonale to wiedziałam. Stępowała, z minuty na minutę zaczęła akceptować swoje położenie, zmieniła ustawienie głowy, chód był przekraczający. Po około 10 minutach rozgrzewki na prawą i lewą stronę cmoknęłam, delikatnie ruszyłam lonżą i machnęłam batem w powietrzu do kłusa. Zareagowała od razu, byłam mile zaskoczona, że tak ładnie od razu opuściła głowę i zaczęła angażować zad. Brawa. Chociaż nie powiem, że nie machnęła sobie łbem i nie parsknęła z oburzeniem parę razy. Pohulałyśmy w ten sposób na obydwie strony i zagalopowanie. Na początku położyła po sobie uszy, chciała zadrzeć głowę, co uniemożliwiły wypinacze i przyspieszyć. Uspokoiłam ją głosem, dzięki czemu zwolniła do równego rytmu. Po kilku okrążeniach opuściła w końcu głowę, żuła wędzidło i radośnie machała ogonem. Skupiłam się na Siwej, ale kiedy w między czasie dałam jej chwilę na stępowanie zerkałam na poczytania Quissa. Teraz galopowali po volcie, następnie wjechali na przekątną, aby wyciągnąć chód, a następnie po okrążeniu i wjechaniu na środek placu wykonali piruet. Następnie przeszli do stępa. Ja natomiast przepięłam lonżę na drugą stronę, przegoniłam kobyłę parę okrążeń jeszcze w kłusie i galopie co by nie była krzywa i gdy spodobał mi się końcowy efekt, w którym otrzymałam rozluźnionego konia, słuchającego poleceń, żującego wędzidło, z pracującym zadem i galopem 'pod górkę' stwierdziłam, że wystarczy. Występowałam ją i wróciłyśmy do stajni. David również zaczął stępować, gdy wychodziłyśmy i w socjalu pojawił się około 15 minut po nas. W tym samym czasie pojawił się Dean, który zaprosił wszystkich na wino, które kupił w sklepie będąc na zakupach. No i jak mu tu odmówić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz