2014-03-26

TRENING SKOKOWY *STRADIVARIOUS


Ranek był ciepły, wszyscy siedzieliśmy na tarasie wystawiając twarze do wiosennych, słonecznych promieni. Po południu zrobiło się chłodniej, i właśnie wtedy postanowiłam poskakać. Akurat sprowadziłam z pastwiska Stradivariousa, wyczyściłam go na dworze i osiodłałam. 'Zwykle wędzidło, skośnik, ochraniacze, bat w ręce. Wszystko mam'- sama do siebie mówić uwielbiam. 'I z tobą też uwielbiam gadać'-zwróciłam się do ogiera, który stał obok. Ah, muszę stwierdzić, że ładnemu we wszystkim ładnie, ale Wari wyglądał w tym nowym sprzęcie świetnie. Czarne siodełko i ogłowie, z jasnoniebieskim czaprakiem i czarnymi ochraniaczami.
Na trybunach przy ujeżdżalni siedzieli już wszyscy, tzn. ukochany team. Wsiadłam na Stradivariousa, który co prawda powiercił się chwilę, ale jak podniosłam głos żeby trochę opanował dupsko to stanął w miejscu. Ruszyliśmy stępem, na tym koniu- dośc szybkim. Struś żuł wędzidło machając przy tym głową. Jednak już po kilku okrążeniach uspokoił się nieco, więc ruszyliśmy kłusem. Udało mi się w końcu zebrać i jeżdziliśmy po całym placu robiąc volty i różne podstawowe czworobokowe elementy. Po chwili Adrian, którego najwyraźniej roznosiła energia z nieużytych drągów ustawił mi wysokie cavaletti. Przeszliśmy przez nie ze 3 razy z każdej strony z dobrym efektm. Vadi ładnie podnosił nogi, nie pędził do przodu, ale skupił się na poleconym mu zadaniu. Po dłuższym czasie i odpowiedniej rozgrzewce przeszłam do stępa, skróciłam strzemiona i założyłam toczek, bo doświadczenie mówi, że przy skoku przez ponad 1.5 metrową przeszkodę też można spaść.
Stradivarious chodził w miejscu, wiedział, że będziemy skakać i podekscytował się jak nigdy. Na delikatną łydkę zagalopował z miejsca. Przejechaliśmy przez cały plac i najechaliśmy na stojącą z boku stacjonatę. Musiałam ogiera troche przytrzymać bo ciągnął tak że mało mi rąk nie urwało. Ładny skok, wręcz wspaniały i lądowanie. Patrzyłam za kolejną przeszkodą, a tu nagle 'fik' i o mało co a wisiałabym na szyi ogiera. Oczywiście Damon mało z ławki nie spadł, takie barany potrafi Gniady strzelać.
'No bez takich numerów'- powiedziałam lekko oburzona, ale dałam Strusiowi mocną łydkę do przodu i ruszyliśmy dalej na okser. Ogier skoczył ładnie, wysoko, poczułam, że z dużym zapasem. Następnie skierowaliśmy się na szereg skok wyskok dwóch stacjonat. Pierwsza jak i druga poszły jak z płatka. Szybko, dokładnie- tak jak lubię.
'Może trippla'- zasugerowała Patrycja kiedy przejeżdżałam blisko ławek. Przytaknęłam i znalazłam wzrokiem danego trippla. Skierowałam na niego moje Skoczydło, tripple był wysoki, dosyć szeroki, dałam mu się trochę rozpędzić, żeby miał jak to ugryźć. Ogier wybił się tak, że przez chwilę miałam wrażenie że lecę. Wszyscy zrobili wielkie 'ooo' zaklaskali, a Vari z radością machnął głową i trochę podskoczył. Poklepałam go i przeszłam do kłusa. Chwila zasłużonego odpoczynku i znów do galopu. Trochę przytrzymany Struś i ja weszliśmy w linię okser- double, okser skoczony bardzo dobrze, z super pracą tylnych i przednich kończyn, z zaangażowaniem zadu. No fajnie, double trochę mniej mi się spodobał, bo ogier na siłę chciał wziąć większy rozmach i w końcu się pogubił trącając przy tym drąg. Szybko poprawił przeszkodę Damon, a ja zrobiłam okrążenie i znów najechałam na feralną linię. Wcześniejszy najazd starałam się zrobić najspokojniejszy jak się dało, ale ten przechodził ludzkie pojęcie. pozamykany Struś prawie galopował w miejscu. Dopiero kilka foulee przed okserem dałam mu łydkę do ożywienia chodu, co dało bardzo fajny efekt, po okserze przytrzymanie, uwaga skupiona również na tym żeby nie wypuścić go z łydek i poprowadzony dosiadem Vari ładnie zaatakował doubla. Poklepałam Skoczydło i pognaliśmy na murek, z którym raczej też nie miał problemu, śmignął go tak jak i kolejny dość szeroki okser.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz